niedziela, 8 listopada 2015

Klęska urodzaju


Klęska urodzaju.


Jesienny sad, jabłonie obwieszone pięknymi owocami. Zwisające ciężko gałęzie ostatkiem sił utrzymują owoce, zaczynają pękać pod ich ciężarem, nie maja już sił ich utrzymywać, a jabłka wciąż jeszcze rosną. W takim momencie jabłoń ginie pod ciężarem własnych owoców.
Matka natura radzi sobie z tym. Wiosną, gdy intensywnie obsypuje się kwiatem, nie każdy z nich zostaje zapylony i nie z każdego zawiązuje się owoc.  Z czasem gdy zawiązane owoce zaczynają rosnąć następuje selekcja, słabsze mniej rozwinięte odpadają. Podczas suszy, gdy drzewo ma zbyt mało wody odrzuca większą część owoców, by przetrwała choć ta część, którą jest wstanie wykarmić.

A ja? Jak ja zachowuję się z moimi owocami. Jak opiekuję się moimi kwiatami? Jak dbam o zalążki? I w końcu ile owoców doprowadzam do pięknej dojrzałości? Czy wiem kiedy dany owoc już jest dojrzały a który wymaga jeszcze mojej opieki?

Na pewno ja jako pomysłodawca jestem płodny, co chwilę mam jakiś kwiatek. Inspiruje się rożnymi rzeczami, zastanawiam się nad przeniesieniem ich na swoje podwórko. Często podsuwam pomysły innym. Dalej gdy taki mój kwiatek zostanie zapylony i okazuje się potrzebny, ciekawy i zostaję zdopingowany przez innych: Karol zrób to jest super. Karol zróbmy to razem. O na tym może być kasa do zarobienia.
Czasem tez jest inaczej, pomysły na działania przychodzą z zewnątrz. Dzwoni telefon i pytanie: Karol mam pomysł, projekt, wchodzisz w to?
No i zasiało się, zaczyna wzrastać, szybko lub powoli, ale rośnie. Jestem silny wiele owoców mogę mieć jednocześnie. Tym bardziej, że jest selekcja naturalna, cześć zawiązanych pomysłów upada, nie ten czas, brak środków, brak wsparcia zewnętrznego, brak wiary w to ze się uda.
A część z nich zostaje, wzrasta w swoim tempie. Dojrzewa, pięknie się mieni w słońcu.
I....
Własnie gdybym był drzewem, było by prościej. Wiosną kwiatki, latem wzrost, jesienią zbiory, zimą odpoczynek.
A ja na jednej gałęzi kwiaty, na drugiej zawiązują się owoce, na trzeciej dojrzałe jabłka a czwarta sucha bo martwy sezon.
Nie no za prosto by to było.
Jeden kwiatek od zapylenia do owocu potrzebuje jednego dnia, inny tygodnia, kolejny miesiąca, roku a czasem i kilku lat.
Każdy z nich potrzebuje mojej energii w rożnym stopniu. A ja mogę jej dostarczyć tylko określoną ilość, więcej się nie da. Fizycznie się więcej nie da.
Wiec stanąłem w obliczu klęski urodzaju.
Muszę świadomie stanąć i zobaczyć wszystko czym się teraz zajmuje i zrezygnować z rzeczy nie rokujących na piękne owoce.
Jeśli tego nie zrobię, mogę upuścić te najcenniejsze.
Dla mnie najważniejsze.