wtorek, 6 października 2015

JAKIM JESTEM MASZYNISTĄ?


JAKIM JESTEM MASZYNISTĄ?




Jest taki czas, na różnych tanecznych imprezach, gdy zaczynają grać „jedzie pociąg z daleka”. Wtedy uaktywnia się we mnie Karol-lider, staję na początku i prowadzę pociąg złożony z kilkudziesię- ciu osób. Nic nie jest wstanie mnie zatrzymać, po prostu czuję wielką chęć bycia na przedzie, chcę kontrolować sytuację. Muszę sprawić, żeby było ciekawie i bezpiecznie. Okrążam tańczące pary, prowadzę między nimi slalom, wciskam się między dwa szpalery roztańczonych ludzi. Jakbym nie „poplątał”, zawsze znajdę wyjście. Nikt na siebie nie wpada, nie ma przecinania sobie drogi, tupania w miejscu i zaułków bez wyjścia. Stało się to już tradycją do tego stopnia, że kiedyś organizatorzy na jednym z przyjęć od razu wręczyli mi lizak i czapkę kolejarską i mówiąc: „Karol, pociąg jest twój”. Moje ego zostało dopieszczone. Wspaniale się czuję, robię to bardzo dobrze, świetnie się przy tym bawiąc. W moim mniemaniu, nie ma lepszego lidera do tej zabawy niż JA.
Pewnego dnia jestem na weselu, orkiestra prosi starostę weselnego, zaczynają grać „MÓJ” pociąg i... ma go prowadzić starosta. Cóż… zdarza się, nie wszyscy mnie znają z tej strony. W takiej sytuacji mam jednak sprytny, sprawdzony plan. Ustawiam się w środku “kolejki”, po chwili się odczepiam i mamy dwa pociągi, a jednym z nich kieruję JA. Tym razem jednak mój plan nie wypalił. Osoby za mną, odłączyły się i pobiegły za pociągiem starosty. Zostałem sam na środku sali z poczuciem odrzucenia. Zły, wręcz wściekły. Jak mogliście mi to zrobić?! „Strzeliłem focha” i uciekłem do toalety. Gdy dobiegły do mnie odgłosy, ludzi obijających się o wąskie drzwi, w lustrze przywitał mnie mój szyderczy uśmiech wyrażający myśl: „Jaka z niego pierdoła, nie orientuje się facet. Gdybym to JA prowadził, to było by…”. Rano, gdy euforia zabawy i resztki alkoholu wywietrzały, zacząłem się zastanawiać, co się tak naprawdę wydarzyło. Skąd ja mam w sobie takie emocje? Złośliwość, złość, zawiść, zazdrość? Ja „strzelam focha”? Wstyd mi przed samym sobą, ale gorzka prawda jest taka, że alkohol tylko wydobył to, co głęboko ukrywam. Nie przyznaję się do tego, bo wiem, że tak nie wypada, że trzeba dawać innym przestrzeń, by mogli się wykazywać. Jak ta historia przekłada się na pracę? Uświadomiłem sobie, że prowadząc własną firmę czy wchodząc w nową grupę, też zdarzają mi się takie zachowania. W zasadzie w każdej działalności w jaką się angażuję. Gdy myślę o sytuacji z pocią- giem i o sobie w roli lidera, uświadamiam sobie obszary, nad którymi dalej chcę pracować. Zaliczam do nich pracę nad uważnością na swoje emocje, kontrolę nad swoimi działaniami. Im szybciej zdaję sobie sprawę, co się dzieje, tym szybciej mogę zawrócić z tej ścież- ki. A gdy się zagalopuję, zatrzymać i to ujawnić. Tylko pracując nad sobą i nad swoim zachowaniem, uczciwe mówiąc o emocjach i swoich celach, mogę rozwijać siebie i zespoły, które prowadzę. Moje nowe motto: otwartość i szczerość wobec siebie. Zawsze i wszędzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz