wtorek, 27 października 2015

Autostopowicz

Autostopowicz


Prowadząc firmę, poszukiwałem rozwiązań na zwiększenie sprzedaży, zysków, na szybki wzrost. W końcu zaczęła mnie interesować psychologia.Czytałem i uczyłem się różnych rzeczy, technik i w końcu trafiłem na szkolenie NLP. Siedem dni intensywnych szkoleń, uczyłem się jak perfekcyjnie ........................... 
............ manipulować. 
Tak manipulować ludźmi. Chciałem zostać mistrzem NLP (neuro lingwistyczne programowania) tylko po to żeby zaspokoić swoją własną próżność i chciwość. Zaślepiony, chciałem po trupach osiągać korzyści tylko dla siebie nie licząc się z nikim i niczym. W trakcie widać już było małe efekty. To potężne narzędzia.

Ostatni dzień szkolenia był bardzo gorący, parny w powietrzu wisiała burza. Rozstałem się z grupą i ruszyłem. 
Wsiadłem w samochód i powoli wyjeżdżałem z Poznania, miałem przed sobą 100 km i nie spieszyło mi się.
Jadać tak ulicami miasta myślałem o ......................
No własnie o pierwszej ofierze moich nowych umiejętności.
Dokładnie tak, czekałem na moja pierwszą ofiarę, aby ją zmanipulować, wykorzystać, tak tylko dla zabawy, dla przetestowania siebie. Poczucia jak jestem wielki. 
Przez głowę przeleciała mi myśl = autostopowicz.

No i stał.
Na wylocie z miasta stał i próbował złapać okazje jakiś facet.
Moja pierwsza ofiara, huraaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!  
Wsiadł mężczyzna około 40 lat , zmęczony, nieświeży, zrezygnowany, w upale dwie godziny czekał na okazję.
Zaczęliśmy rozmawiać, i ....
Moja pierwsza ofiara:
Urodził się w rodzinie alkoholików, niestety zbyt długo czekano z odebraniem praw rodzicielskich, bo gdy trafił do domu dziecka był za stary żeby liczyć na adopcje. Tam poniewierany przez współwychowanków i "opiekunów", bity i wykorzystywany, zaszczuty jak kotek przez wściekłe psy, czekał na pełnoletność aby jak najszybciej się z tamtą wyrwać. Wyszedł z bidula i tułał się po świecie, dorywcza praca bez stałej umowy, bez własnego domu, otarł się o przytułki i bezdomność. Los się do niego w końcu uśmiechnął. Spotkał kobietę, zakochał się z wzajemnością, ożenił.Opowiadał o swojej teściowej z taką czułością i miłością. Kochał ją jak matkę, której nigdy tak naprawdę nie miał. Był szczęśliwy gdy urodziły się dzieci, nie marzył o tym co go spotkało, był szczęśliwy. 
Trwało to niestety chwilę.
Wypadek na budowie odbiera mu zdrowie. nie ma prawa do renty i odszkodowania bo pracował na czarno. Teściowa nagle umiera. A jego żonę dopada schizofrenia. W ostatniej chwili ściąga ją z okna gdy chciała wyskoczyć. A teraz jedzie odwiedzić ją w szpitalu psychiatrycznym do Gniezna. 50 km od miejsca w którym mieszka i nie może jej za często odwiedzać, nie stać go. 
Nie widział sensu dalszego życia, wyszeptał, że jedzie się pożegnać, po powrocie do Poznania chciał rzucić się z wiaduktu pod pociąg. 
Jechaliśmy przez dłuższą chwilę w milczeniu, wszystkie samochody wyprzedzały nas, oczy miałem zalane łzami, on łkał jak dziecko. 
A ja myślałem sobie "no to masz pierwszą ofiarę"
Jak bym dosłał obuchem w głowę. Co ja kurna robię ze swoim życiem. Mam przechodzić koło takich ludzi bez wzruszenia, bez refleksji, traktować ich jak powietrze bo nie służą moim egoistycznym celom. Mam wszystko żeby być szczęśliwym. 
Wtedy zrozumiałem, mam w reku narzędzia które pozwalają czynić dobro, budzić w ludziach pozytywne myślenie.
Korzystając z tych moich zasobów udało mi się dowiedzieć, co trzyma go przy życiu, co go uspokaja, odnaleźć ostatnią deskę nadziei.
Zaczął opowiadać o bawiących się beztrosko dzieciach, o tym jak patrzy na nie, jak się śmieją, jak ufają mu, jak jest im potrzebny. 
Uspokajał się, na jego twarzy pojawił się uśmiech. A ja zwalniałem coraz bardziej, by jak najdłużej ten stan  nim umacniać. I poszukać jakiegoś rozwiązania, gdzie może poszukać pomocy.
Bardzo blisko szpitala psychiatrycznego w Gnieźnie jest Katedra. Stwierdził, że po odwiedzinach, przejdzie się tam odszuka Caritas i opowie swoją historię, poprosi o pomoc, w poniedziałek ruszy w posadach opiekę społeczną, By pomogli, nie tyle jemu, co dzieciom. 

Zatrzymałem się przed bramą szpitala, dałem mu jeszcze trochę kasy na słodycze dla dzieciaków.

Wysiadając ściskał moją dłoń bardzo mocno i ....................
pocałował mnie w rękę. Dodając: "będę się za pana modlił"

Moja pierwsza ofiara pocałowała mnie w rękę!!!!!!!!!

Tym pocałunkiem odmieniłeś mnie. Uratowałeś. Zatrzymałeś na drodze w przepaść. 

I od tego momentu zaczęła się moja praca nad sobą, moja przemiana. 

Nigdy więcej nie widziałem tego człowieka i pewnie nigdy nie dowiem się co dalej się z nim stało.
Modle się za niego. 

2 komentarze:

  1. Dziekuje za ten wpis!Łatwo stracić z oczu to co najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń